piątek, 13 maja 2016

się patrzy, się widzi.

Czasem, kiedy Mała śpi, zerkam sobie na instagram i przeglądam profile pięknych mam z idealnymi dziećmi, w idealnie czystych, pięknie zaaranzowanych mieszkaniach/domach, sielanka. I sobie myślę - czy oni serio tak żyją? W tych skandynawskich wnętrzach, w którym każdy detal jest dopracowany do perfekcji? Dzieci zawsze tak pięknie pozują do zdjec? Pewnie w ogóle nie chorują, noszą ubranka tylko z naturalnych włókien, a na śniadanie, obiad i kolację jedzą hummus i pomidory z własnego ogródka. Bo perfekcyjne mamy (oprócz naturalnego makijażu wykonanego weganskimi kosmetykami) prowadzą w wolnych chwilach przydomowe ogródki, z krzaczkow przy płocie wycinaja kształty postaci z bajek, a na ich szafkach kurz boi się osiadac. I wglebiajac się się temat zaczynam dostrzegać, jaki niezły biznes na stwarzaniu takiego wizerunku te rodziny rozwijają. Całkiem miło popatrzeć, lubię popatrzeć. Lubię też pomyśleć, że fajnie by było gdybym i ja tak potrafiła. Chciałabym tak kwiatki poustawiac "pod linijke", zastawę stołową mieć taką piękną, minimalistyczną garderobę, w której wszystkie elementy pasują do siebie idealnie. Chciałabym, żeby moje dziecko nigdy nie marudzilo i chciałabym mieć na to wszystko czas. Pewnie gdybym sie troszkę postarala - mogłabym choć troszkę zbliżyć się do tych podobnych ideałów. Tylko po co? Ok, garderoba jest na mojej liście numerem jeden, a dokładniej jej odgracenie, oczyszczenie, pozbycie się. Pozbywanie się rzeczy sprawia mi jakąś dziką przyjemność. Ale nabywanie też. Jak to pogodzić? Walczę ze sobą.
Ale wracając do pięknych instagramowych rodzin dochodzę do wniosku, ze jakkolwiek by nie oceniać ich biznesu/działalności/stylu życia - mimo wszystko fajnie jest się czasem zainspirować, spróbować dac z siebie więcej. Nie mam na myśli robienia z domu muzeum z drogimi dziełami sztuki na ścianach, bo mnie to jakoś nie kręci. Mam na mysli dążenie do tego punktu, w którym będę mogła być dumna z własnej organizacji czasu i przestrzeni w 100%. Zależy mi na tym, bo mam wrażenie, ze dzięki temu będę miała spokojniejsza głowę. Ze kiedy w końcu poprzestawiam meble w pokoju małej, rozloze własnoręcznie stworzony na szydełku dywan, kiedy powiesze pompony tiulowe diy i cottonballs, których zrobienie wydawało się tak skomplikowane,a okazało się robotą na jeden wieczór... właśnie wtedy będę bliżej tego spokoju w głowie. Trzymajcie kciuki. Za samodyscypline głównie.

Ściskam
Mama Aurelii.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz