sobota, 16 kwietnia 2016

shopping queen

Piątek, chwila po południu, zazwyczaj mala przejażdżka wózkiem, whisbear pod pachą i mała spała. Dlatego też zakupy w sklepie dla biedoty mogłam robić do tej pory spokojnie z wózkiem wypełnionym po brzegi spiacą słodyczą. Do czasu. Od niedawna Aurelka (zwana tez Adolfiną) jest ciekawa wszystkiego, co ja otacza i musimy zrobić dużo więcej kilometrów, zanim zamknie oczy. Ale wracając do tematu. Piątek. Chwila po południu. Wyposażona w wózek, dziecko, picie, herbatniki i kartę płatniczą wybieram się do sklepu dla biedoty. Goście będą, wypadałoby jakieś ciastko na stół rzucić, co by przy słonych paluszkach i herbacie nie siedzieć. Wiec idziemy, kroczymy dumnie przez naszą podwarszawską mieścinę, byle do celu. Adolfina nie śpi i zamiaru najmniejszego nie ma. Chodzić z nią, az padnie, czy zaryzykować i sprawdzić, czy to już ten etap, kiedy mama z córką mogą na shopping po galeriach handlowych na całe dnie się wypuszczać?  Ryzyk-fizyk. Wchodzimy. A moje dziecko, moja shopping queen strzela okiem na półki, liże wózek, rozgląda się, jakbym zabrała ja do sklepu z lizakami. Ani myśli przeszkadzać mi w wybieraniu pomidorów w puszce (to do tych ciastek naturalnie ;) ). Wszystko jest, zmierzamy do kasy. Okazuje się, ze to wszystko to całkiem sporo. No ok, niech bedzie, jakos damy rade. Dzieki Bogu w doborowym towarzystwie zza płota zakupy robilysmy, bo inaczej dziecko w zęby, torby do wózka i pchamy łokciem przez te dziurawe chodniki, przez chaszcze, przez lasy i doły. No dobra, ratunek jest, zakupy rozłożone, kosz w wózku zajęty, przecież zawsze może sie przydać folia przeciwdeszczowa, osłonka, pielucha, poduszka, jedzenie dla kota, parasolka i Stare chusteczki. Zawsze się mogą przydać. Nawet złamanego banana tam nie wcisniesz. A nieś na rękach matko, jak żeś nie pomyślała. Płacimy, wychodzimy, ok  można wracać. I nagle sru, zmiana, okazuje się ze w wózku to jednak już wcale tak fajnie nie jest, ze jednak mamy ręce jakieś wygodniejsze, ze arie operowe wyśpiewywane jednak ucha nie cieszą. Co zrobić, co zrobić, sama chciałam, sama mam. Pierdut, torbę do wózka, pieluchy do wózka, dziecko pod pachę, wózek pcham zębami przez te góry doliny, chaszcze i dziurawe chodniki. Udało się, dotarlysmy w tych piskach, jękach, pośród tego DA,  KA, GA wypowiadanego prosto do ucha, z tym wózkiem w zębach, z kaszą w kieszeni. Jesteśmy, rzucamy wszystko za drzwiami i zaczynamy przygodę z usypianiem. Padła, moja Shopping Queen.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz